W uroczystość Matki Bożej Bolesnej, naszej Matki i Patronki, prosimy, aby uczyła nas wiary, przyjmowania krzyża codziennego, wierności aż do końca i umiłowania Boga całym sercem.
Zapraszamy też do miejsca naszej codziennej modlitwy, centrum naszego domu - kaplicy.

Kaplica u Sióstr Serafitek

(50 lat temu konsekrowana przez arcybiskupa Karola Wojtyłę)

 Siostry mają tu – na Zwierzyńcu, Dom Generalny. Ich drugi Rzym. Dom – jako budynek – wydawałoby się niepozorny i konia z rzędem temu, kto nie wiedząc co się w budynku mieści – podejrzewałby go o taką ważną funkcję.Zakon odwołuje się swą regułą w istocie do zasad podanych jeszcze w XIII w przez św. Franciszka, choć samo zgromadzenie jest grubo młodsze – w tej skali czasowej nawet bardzo młode bo z połowy XIX w. Ma domy na całym świecie. Przechodząc ul. Dunin Wąsowicza obok okazałego secesyjnego budynku Wodociągów, nie każdy zauważy, że ten budynek, gdzieś, za ogrodzeniem, na końcu - w zasadzie dojazdu do parkingu wodociągów i jakieś tam posesji, a nie uliczki, wtłoczony na tle można powiedzieć – tyłów stadionu - to jest coś tak znaczącego. Na pierwszy rzut oka – dom jak dom. Bloczek mieszkalny – któż by podejrzewał drugi Rzym. Cóż, budynek – jak budynek. Poznaje się to, co w cichej a sporej i co ważne skutecznej działalności na całym świecie jest misją. Chciałoby się powiedzieć – nie wiecie co macie pod bokiem. Lecz dziś nie o tym.
Rzecz, o której chcę napisać zwróciła moją uwagę gdy zacząłem częściej przychodzić na niedzielne Msze Święte w kaplicy. Czasem nieco wcześniej.
Okazuje się, że Kaplica ma swoją ciekawostkę.
Gdy dzień jest słoneczny, przez okno witrażowe usytuowane w bocznym załomie muru – niewidocznym z samej kaplicy, padają promienie słońca. W stosunkowo krótkim okresie czasu, za to w kolejności ściśle określonej astronomią, usytuowaniem budynku i wielkością szczeliny okiennej, , rozgrywa się cała opowieść. Na początku sądziłem - przypadek. Któż by w takim budynku i współcześnie o takich rzeczach myślał.
Fakt jednak pozostaje faktem – oto co się dzieje na naszych oczach.
Na śnieżnobiałej ścianie głównej mamy oszczędnie usytuowany dominujący, najważniejszy, krzyż i w tej skali mały kontrapunkt kompozycji – Pietę. I krzyż i Pieta są umieszczone na ścianie głównej w, z grubsza, jednej płaszczyźnie. Zmieniający się kąt padania śladu witrażowego okna, wywołuje kolejne efekty oświetleniowe.
Na początku mamy ogólnie jasne, czyste oświetlenie całej ściany.
Gdy wpada pierwszy promyk mamy silne oświetlenie samej Piety i lekkie podkreślenie prawego konturu krzyża. Białe światło odbija się od kształtu Piety tworząc lekką poświatę. Chwilę później promień światła przechodzący już przez kolorową szybkę pada jedynie muskając powierzchnię ściany, po upływie dosłownie minut Pieta już jest intensywniej oświetlona ciepłym kolorem, a cała ściana już zaczyna się wypełniać delikatnymi smugami kolorowych pasm światła, te stają się coraz to intensywniejsze. Białe pasemko światła eksponuje w tym momencie rękę Matki Bożej i nogi Chrystusa, prawy Jego bark pozostaje zacieniony. Ważne jest w tej scenie to, że Matka Boska trzyma ciało swego syna. Jest Boleściwa. To nawet nazwa Zgromadzenia Córek Matki Bożej Bolesnej – pełny tytuł Zakonu. W następnej chwili, te elementy wchodzą w cień – a w ich miejsce, światło już silnie podkreśla linię ciała Chrystusa i powierzchnię samego Krzyża. Matka Boska cierpi w ukryciu – eksponowana jest ciało Chrystusa po męce krzyża. Ślady na ścianie tworzą całą wiązkę kolorowych smug dającą tło tego widoku całości. To obraz często widziany w przyrodzie, gdy to słońce wychodzi zza deszczowej chmury. Można by go było nazwać „Pan Bóg patrzy”. Eksponuje się powierzchnia krzyża  i Ciało Chrystusa.To jest tu najważniejsze; umęczenie i Krzyż. Tym oświetleniem jest też już coraz silniej eksponowane Tabernakulum, jako owoc owej męki, a za moment, zmiana położenia źródła światła wydobywa fakturę Krzyża, która jest poorana, jak zmarszczkami.
Po zakończeniu tej ekspozycji – dzieło minut - wszystko gaśnie – promienie słońca przestają się ślizgać po powierzchni ściany czołowej.
Proszę zauważyć z jaką narracją mamy tu do czynienia. Można złożyć całą opowieść plastyczną o Krzyżu, Męce, Matce Bolejącej i owocach – w Tabernakulum.
Co prawda ta cała opowieść to nie jest interpretacją znawcy plastyki czy ikonografii, a moje odczucie odbiorcy, niemniej nasuwa się pytanie; czy owa gra światłem, wystrojem, jest przypadkiem czy rzeczą przemyślaną jak u mistrzów renesansu lub baroku. Takie sztuki dziś i to w praktycznie nowym budownictwie? Wydaje się nieprawdopodobne. W końcu budynek Domu Generalnego – to – architektonicznie rzecz biorąc – bloczek z lat 50 tych, żadne cudo na miarę katedr.
Zastanówmy się jak budynek powstawał, w jakich warunkach był projektowany i przez kogo. Z formy widać, że to czasy kończącego się socrealizmu i siermiężnej gomułkowszczyzny. Informacja od samych Sióstr Serafitek jest następująca .
Projekt - architekci Tadeusz i Teresa Gawłowscy. Plany budowy zatwierdzone 28 marca 1958, poświęcenie kamienia węgielnego 15 sierpnia 1958 r. Konsekracja kaplicy 30 marca 1964, której dokonał ks. Abp Karol Wojtyła.
Już ta sekwencja wyjaśnia choćby formę Domu. W tamtych latach budowli sakralnych miało przecież nie być. Zatwierdzono klocek, bo tak wówczas władza wyobrażała sobie walkę z kultem, mając prawdopodobnie wizję, że te kubatury ławo będzie można przerobić na inne przeznaczenia – jak tylko ta wraża religia się skończy. Wyszło, że się jakoś nie skończyła.
Właśnie – czas teraz powiedzieć kim jest Autor projektu i Kaplicy.
Szukając informacji z artykułu prof. M. Złowodzkiego (PK) z roku 2011 o osobie i dorobku prof. T. Gawłowskiego dowiedziałem się co następuje. Profesor zmarł w 2009 r i wraz żoną Teresą zmarłą 3 lata wcześniej są pochowani na Cmentarzu Salwatorskim. Zdjęcie w tym artykule dodało - przecież ja tego pana widywałem na naszym Placu na Stawach! Wiele osób Mu się kłaniało – czasem się zatrzymywał i z kimś rozmawiał.
Twarz znajoma. Wtedy – dla mnie to był człowiek rozpoznawany jako sąsiad z okolicy. Nic o Nim nie wiedziałem.
Czytając ów artykuł wspomnieniowy zobaczyłem nie tylko fachowca ale i ciekawego zapewne człowieka. Jego dorobek potwierdza ścisły związek i z Krakowem i Zwierzyńcem i działalnością w zakresie współoddziaływania projektu i wiary.  
Studia architektoniczne zaczął w 1946r na Wydziałach Politechnicznych AGH, które – jak wiadomo, ale to jest oddzielna pół - sensacyjna opowieść, wydzieliły się, tworząc dwa lata później samodzielną Politechnikę Krakowską. Studia skończył w 1952 roku od 1955 roku aż do 1962 pracował w Pracowni Urbanistycznej Miasta Krakowa pracując równocześnie (Spróbowałby tak ktoś dziś, nie będąc Profesorem) naukowo i dydaktycznie w Politechnice. Doktorat 1964. Temat rozprawy – ważny dla nas i to jako przesłanka „Wybrane zagadnienia elastyczności architektonicznych układów przestrzennych” Od 1966 r w Politechnice Śląskiej w Gliwicach prowadził Katedrę Projektowania i Teorii Architektury. Dodajmy do tego czasy. Wtedy – niewiele wcześniej - lub prawie równolegle grasuje socrealizm, budowa Nowej Huty a w niej działania polskich architektów w obrębie narzucanego trendu. Prof.prof Juchnowicz lub Ingardenowie wspominają włączanie pomimo oka nadzorcy, jako cytatów w budynkach nowych czasów - elementów krakowskiego, polskiego, renesansu. Uważali że choć w ten sposób, na swoim poletku przeciwstawiają się władzy ludzi niedouczonych, niekompetentnych a służalczych wobec systemu.
Z innych działań Profesora wymienić można inicjowania cyklu konferencji   Aktywizacja obiektów i zespołów zabytkowych , kontakty z PAN, a od 1970 roku wykłady w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie Ciekawy nurt działalności to wykłady prowadzone w Instytucie Sztuki w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie W 1992 pełny powrót do Politechniki Krakowskiej i w 1993 tytuł profesora zwyczajnego
Dla nas jest też istotne. Profesor był długoletnim członkiem Komisji Episkopatu Polski d/s. budowy kościołów – aż do jej rozwiązania w 1996 r.
W tych próbach przybliżenia sobie, na ile prawdopodobne jest to, że cała ta opisana na początku akcja wykorzystania natury do oświetlenia głównego ołtarza kaplicy nie jest przypadkiem, kropkę nad i kładzie praca samego Prof. T Gawłowskiego jaką udostępnił mi Prof M. Złowodzki – autor wcześniej cytowanego artykułu wspomnieniowo – sumującego. Temu za rozmowę i materiały chciałbym szczególnie podziękować. Opracowanie pochodzi z materiałów konferencyjnych i ma tytuł „O projektowaniu i realizacji architektury obiektów sakralnych”. Tamże znajdujemy odwołanie się do naszej kaplicy. Znajdujemy krótkie, ale znamienne jest adaptacją kubatury do celów kultu Niby nic/. Popatrzmy na to że adaptacja odbywała się - w trakcie budowy. Na co inne zezwolenie (prawdopodobnie budynek mieszkalny – a realizacja – jak trzeba! Bo kaplica być musi. Zestawmy to też z uwagą poczyniona przez tegoż autora w artykule (już lata 2000) „W stronę piękna architektury – dążenia, drogi, etapy” gdzie pisze On z ubolewaniem – jako profesor w sumie kilku Uczelni w tym i właśnie i ASP – Nie tak dawno Akademię Sztuk Pięknych nazwano Akademią Sztuk Plastycznych , eliminując piękno z problematyki sztuki jej oddziaływania i znaczenia.
Chciałoby się powiedzieć nic dodać nic ująć. Dziś to widzimy nie tylko w plastyce.
Nie mam zamiaru wchodzić w drogę fachowcom – architektom. W Ich to wszak możliwościach i kompetencjach leży pełna analiza projektów oraz realizacji w tym i tych Profesora pod kątem relacji pomiędzy projektem, funkcją kubatury a ich wyrazem ideowym. Dawniej – to był elementarz, dziś projektant mówi – jestem fachowcem i mogę równie dobrze zaprojektować dworzec, restaurację, dom handlowy i Kościół. Cała sylwetka, dokonania i wypowiedzi Prof. T Gawłowskiego – zadają temu kłam. Wyraźnie mówi - trzeba wiedzieć co się projektuje, to rozumieć i czuć.
Jako odbiorca i w odniesieniu do tej jednej zauważonej rzeczy - gry światła w kaplicy Sióstr Serafitek odpowiadam więc sobie zdecydowanie – to na początku swej drogi zawodowej, jako młody architekt, w łączności z tym co się dowiedział od swoich mistrzów, Autor projektu zdawał sobie sprawę, wiedział, że ta konkretnie architektura sakralna musi być podporządkowana nie tylko funkcji, potrzebom nie zwykłym mieszkańcom, a Zakonowi - ale i samemu sacrum. Musi sobą przemawiać. W dalszej drodze to przekonanie rozwijał – jak widać dobrze, skoro był członkiem stosownej Komisji Episkopatu.
Taki budynek, projektowany i budowany za ciężkiej komuny, a tu taki figiel pod nosem stróżów świeckości obiektów sakralnych.
Bo wszak fakty są dziś takie – iż często, aż zbyt często – forma, funkcja i sacrum pozostają w dysonansie. Czyli odwrotnie. Wtedy nie wolno było, a ludzie robili – dziś niby wolno, ale ludzie o tym nie myślą. Na to wychodzi.

Fsd

Kraków 19.03.14