,,Jak się oddać Bogu, to oddać się na przepadłe " (bł. s. Sancja Szymkowiak)
Trwając w dziękczynieniu za dar życia zakonnego zostałam zaproszona do podzielenia się – napisania świadectwa. W minionym roku przeżywałam 25 lat od wstąpienia do naszego Zgromadzenia.
Pochodzę z małej miejscowości w Beskidzie Niskim, z Folusza, koło Jasła. Wychowywałam się w wielodzietnej, religijnej rodzinie. Rodzice i babcia uczyli nas zasad wiary i prowadzili do Jezusa i Maryi. Największy wpływ na moje wychowanie miała babcia, z którą najczęściej chodziłam na Eucharystię i nabożeństwa. Do dzisiaj ,,słyszę” szeptane przez nią proste, z serca płynące słowa modlitwy.
Sięgając pamięcią do lat dziecięcych przypominam sobie (miałam 6-7lat), że zapytałam kiedyś mamę: są różne zawody: kucharz-kucharka, listonosz-listonoszka, jest ksiądz i kto …? Mama odpowiedziała, że jest siostra zakonna. Ale jak ona wygląda …? Siostry wyglądają różnie: na przykład wujek Adam ma siostrę, która jest w zakonie, jak przyjedzie na urlop to ją zobaczysz. Pamiętam, że kiedyś doszło do tego spotkania i moja mama opowiedziała o moim pytaniu, a siostra Franciszka wzięła mnie na kolana i coś mi mówiła – ale co, dziś nie pamiętam. To było moje pierwsze spotkanie z siostrą zakonną.
Wraz z moim dorastaniem myślałam kim zostanę… co będę robić… czasem zastanawiałam się, jak to się „rozpoznaje powołanie do życia zakonnego” – ale szybko przychodziła myśl, to nie dla ciebie. Jeżdżąc do liceum do Jasła mijałam często na ulicy siostry, ,,oglądałam”😊 jak wyglądają, jak się modlą w kościele, … ale brakowało mi odwagi by je zaczepić i porozmawiać.
W 1993 roku podczas Pieszej Rzeszowskie Pielgrzymki do Częstochowy spotkałam w grupie św. Maksymiliana siostrę Agatę Warzocha (prowincja oświęcimska), która pielgrzymowała razem z s. Lidią?
Pamiętam szczególnie jeden wieczór: siedziałyśmy przy wspólnej kolacji, gdy jedna z dziewczyn zapytała: ,,jak to się stało, że siostry wstąpiły do klasztoru”. Siostra opowiedziała nam swoją historię powołania. Ja się wzruszyłam tym świadectwem i pomyślałam, że coś ze mną ,,nie tak”☹. Jednak zobaczyłam, że niektóre z dziewczyn też mają łzy w oczach, to znaczy, że ze mną jest – ok😊. W czasie pielgrzymowania rozmawiałam z siostrą, dzieląc się atmosferą pielgrzymowania. Przed wejściem na Jasną Górę siostra poprosiła mnie o adres, mówiąc: może do ciebie napiszę kiedyś list. …i tak się zaczęło. Listy przychodziły, a wraz z nimi zaproszenia na rekolekcje dla dziewczyn…ale dla mnie za daleko, bo Oświęcim, Hałcnów… Coraz częściej zastanawiałam się nad swoim dalszym życiem. Czy to, co czuję gdzieś głęboko w sercu to wezwanie Chrystusa? Pytałam na modlitwie: co mam zrobić, czy jeśli się zdecyduję, czy dam radę… i słyszałam w sercu: ,,Chodź, nie bój się”. Po maturze kontynuowałam naukę w Kolegium Katechetycznym w Rzeszowie, potem pracowałam jako katechetka, a Pan Jezus dalej pukał do mego serca. A ja czasem uciekałam, mówiąc: „Jezu, to chyba nie dla mnie”, aż kiedyś się poddałam ,,dobrze Jezu, ale ja chcę już na zawsze i Ty mi w tym pomóż”. Moja korespondencja z s.Agatą trwała 6 lat, bo tyle czasu zajęło mi całkowite podjęcie decyzji, by odpowiedzieć Jezusowi na ,,Pójdź za Mną”.
1 września 1999 roku przyjechałam do Przemyśla, by rozpocząć formację w naszym Zgromadzeniu. Wraz z siostrami poznawałam życie sióstr, pogłębiałam swoją modlitwę i poznawałam życie naszych Założycieli. Taką przewodniczką na drodze mego powołania stała się bł. s.Sancja, której słowa ,,jak się oddać Bogu, to się oddać na przepadłe”, są dla mnie duchowym wezwaniem. Przez jej wstawiennictwo dziękuję Bogu za wszelkie łaski i proszę Ją o wsparcie w trudnościach, a szczególnie o łaskę wierności Bogu
i powołaniu. Każdego dnia staram się na nowo odpowiadać na Boże wezwanie, choć jestem słabą i grzeszną, ale On mnie umacnia. Wciąż mnie zaskakuje, okazując swoje dowody Miłości. Bóg wciąż liczy na mnie, na moją odpowiedź, tam gdzie mnie posyła.
s. Agata Brej