J 6, 51-58

„Ja jestem chlebem żywym”.
Spróbuj czytać dzisiejsze Słowo tak, by się nim nakarmić. Bo Słowo, które dzisiaj słyszysz, jest pełne życia. Jest jak dojrzały kłos pełen dorodnych ziaren. Jest jak bielejące pole, gotowe do żniwa.
Chronologia Ewangelii Janowej sytuuje opisywane dzisiaj wydarzenia w samym środku publicznej działalności Jezusa. Chociaż Chrystus wie, że Jego Godzina jeszcze nie nadeszła (por. J 7, 30), objawia tłumom to, co ma się dokonać w Wieczerniku i na krzyżu. Dlaczego? Bo On już jest gotowy do złożenia ofiary, jest gotowy, by dać Siebie ludziom. Całe Jego życie ukierunkowane jest ku temu, co ma się wydarzyć, Jego serce płonie pragnieniem ofiarowania Siebie. Wydarzenia, o których opowiada Jan w szóstym rozdziale swej Ewangelii, za punkt wyjścia mają cudowne rozmnożenie chleba. Chrystus zaspokaja fizyczny głód zgromadzonych ludzi, by już następnego dnia wzbudzić w nich głód większy: głód prawdziwego pokarmu, głód wiecznego życia. Jednocześnie z każdego słowa Chrystusa przebija przeogromne pragnienie zaspokojenia tego głodu. Bóg z utęsknieniem czeka na dzień, w którym będzie mógł powiedzieć: „Bierzcie i jedzcie…”
Dzisiejsze Słowo jest pełne życia, pełne obietnicy. Dla słuchaczy w Kafarnaum pozostało ono niejako zawieszone w przestrzeni niezrozumienia i niedowierzania. Ale my wiemy, o czym mówi Jezus! Zaintrygowani, a zarazem zgorszeni Żydzi pytają samych siebie: „Jak On może nam dać swoje ciało do jedzenia?” Każdy, kto choć raz w pełni przeżył tajemnicę Eucharystii, wie, że jest to możliwe i realne. Dlatego dzisiejsze Słowo jest tak sycące – bo obietnica Jezusa, że nakarmi nas Sobą, każdego dnia staje się dla nas Ciałem.