W listopadzie wspominamy naszych zmarłych, dlatego w tym miesiącu #świadectwo śp. Siostry Terencji

        Helena Eleonora Zagnińska - s. Terencja - urodziła się 15 września 1927 roku w Kielcach, w rodzinie robotniczej.  Chrzest przyjęła dnia 22 maja 1928 roku w parafii św. Wojciecha. Miała czwórkę rodzeństwa. Urodziła się jako trzecia z kolei. Mama Stanisława - z domu Zawierucka zajmowała się domem, a ojciec Kazimierz był robotnikiem. S. Terencja przed II Wojną Światową ukończyła pięć klas szkoły podstawowej, resztę wykształcenia uzupełniła już w Zgromadzeniu, do którego wstąpiła 7 października 1948 roku. Rodzice nie doczekali momentu Jej wstąpienia do klasztoru. Mama zmarła gdy s. Terencja miała 14 lat, a Ojciec miesiąc przed Jej wstąpieniem do Zgromadzenia. Ojciec, siostra oraz brat zostali wywiezieni do Niemiec. Ojciec wrócił do domu na rok przed swoją śmiercią. Rodzina choć uboga żyła bogobojnie. Przestrzegano postów, pilnowano modlitwy rannej i wieczornej – jak zapisała s. Terencja w swoim życiorysie, który spisała  w 2008 roku. Czytamy w nim dalej: „ nie było śniadania bez modlitwy. Pilnowano też uczestnictwa we Mszy Świętej. Tatuś – Mama już nie żyła – nie pozwolił w święta i niedziele wziąć do ręki nożyczek, ciąć papierków, ani przyszywać guzika jak się urwał. Chłopcom nie wolno było brać swoich nożyków i coś strugać – co oni bardzo lubili. Pamiętam Ojca napomnienie o cudzej własności: „choćby coś miało zgnić, jak nie twoje nie ruszaj”. Mama często prowadziła mnie do spowiedzi i szła ze mną. Słyszę Jej głos – śpiew godzinek.  Z Ojcem chodziliśmy oglądać żłóbki. W czasie okupacji była bieda. Zostałam z najmłodszym bratem Marianem, reszta rodziny przebywała w Niemczech, Mama nie żyła. Musieliśmy sami sobie radzić. Kiedy Tatuś wrócił i dowiedział się o moim zamiarze wstąpienia do zakonu, z przypadkowo znalezionego listu mówił: Dziecko czy Ty wiesz co to jest zakon? Ty nie masz zdrowia. A potem wsparł się na stole i myślał, myślał, a potem powiedział: zostań z nami jeszcze z rok, a potem możesz iść. Minął rok i Tatuś zmarł.”
S. Terencja postulat rozpoczęła 1 lutego 1949 roku. Do nowicjatu została przyjęta 16 maja tegoż samego roku. Pierwszą profesję złożyła 29 listopada 1951 roku, a wieczystą 31 maja 1958 roku. W klasztorze zdobyła wykształcenie średnie i zdała maturę, ukończyła kursy katechetyczne oraz Studium Katechetyczne w Poznaniu. S. Terencja wyróżniała się wspaniałym talentem plastycznym. Przez całą działalność katechetyczną i wychowawczą przygotowywała samodzielnie pomoce oraz  piękne dekoracje. Miała ogromne poczucie piękna i estetyki. Służyła swoimi talentami w poszczególnych parafiach i kościołach. Tworzyła wyjątkowe ołtarze na Boże Ciało oraz okolicznościowe gazetki i makiety. Dbała też o wystrój refektarza i kaplicy. Miała ogromną świadomość, że tworzone przez Nią obrazy pobudzały ludzką wrażliwość na Boga i drugiego  człowieka. Wielokrotnie zaskakiwała nas fenomenalną pamięcią recytując passusy wierszy, które poznała w dzieciństwie. Miała wielką wrażliwość na przyrodę. Często spacerowała po zakonnym ogrodzie i zachwycała się pięknem kwiatów. Starała się być bardzo usłużna i oddana w posłudze innym. Cechowało Ją poczucie humoru i pomysłowość. Wierna modlitwie i życiu wspólnotowemu wnosiła radość i prostotę. Miała wielkie nabożeństwo do Matki Bożej. 
We wspomnianym życiorysie zapisała: „ w tym roku 2008 rozpoczęłam 81 rok życia - pomagam gdzie mogę i myślę o ostatniej podróży, o spotkaniu najważniejszym z Jezusem i tymi których kocham”.
s. Terencja zmarła w szpitalu w obecności modlących się sióstr dnia 8 kwietnia 2023r. w wielką sobotę o godzinie 16.00, w 96 r. życia, a 75 r. powołania zakonnego. Niech za Jej życie oddane Bogu i ludziom Bóg Ojciec, który jest  Miłością, przygarnie Ją do Siebie i obdarzy życiem wiecznym.

V: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu.
O: Panie, pospiesz ku ratunkowi memu.
V: Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.
O: Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.

Dzień trzeci:
Boże Ojcze, Ty wezwałeś Błogosławionego Honorata, aby w dniach trudnych dla Kościoła i Ojczyzny pod opieką Maryi trafnie odczytywał znaki czasu i z głęboką wiarą pracował dla lepszej przyszłości. Przez pośrednictwo Maryi Niepokalanej i Jej gorliwego czciciela prosimy o opiekę Twojej Opatrzności. Amen

Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Błogosławiony Ojcze Honoracie, módl się za nami!

Br. Grzegorz Filipiuk OFMCap mówił o Ojcu Honoracie:
Bł. O. Honorat przez kilkanaście lat po święceniach, które przyjął w 1852 r. w Kościele Świętego Krzyża w Warszawie, pracował między innymi nad odnową III Zakonu Franciszkańskiego i bardzo mocno inwestował w Żywy Różaniec. Było to doświadczenie duszpasterskie, które potem zaowocowało zakładaniem zgromadzeń zakonnych – najpierw Felicjanek w Warszawie, a następnie wspólnot niehabitowych w Zakroczymiu.
Po kasacie klasztoru kapucyńskiego zarządzonej po upadku Powstania Styczniowego bracia zostali przewiezieni do Zakroczymia i zamknięci w tamtejszym klasztorze. Brat Honorat kazał wykonać dla siebie specjalny zamykany konfesjonał, w którym spowiadał, tak aby Rosjanie nie mogli podsłuchiwać. Pan Bóg podsyłał mu różne dusze, czyli ludzi, którzy pragnęli odkryć swoje powołanie. Honorat był dla nich kierownikiem duchowym, pomagając rozeznać ich drogę. Poprzez ten konfesjonał, Honorat założył prawie trzydzieści zgromadzeń zakonnych, większość ukrytych. To niesamowita liczba, która oznacza, że należały do nich tysiące ludzi i to w czasach, gdy nie można było przyjmować do zakonów, a Rosjanie zabraniali przyjmowania do zgromadzeń, bo widzieli w nich zagrożenie, traktowali jako ostoję polskości i siły.
Te zgromadzenia okazały się swoistym przedłużeniem jego duszpasterstwa. Były to zgromadzenia bezhabitowe, ukryte, skierowane do różnych środowisk, szkół, zakładające ochronki, gospody bezalkoholowe, zajmujące się służącymi, ludźmi chorymi. Honorat, nie mogąc opuszczać klasztoru, działał poprzez te osoby, których dzieła rozprzestrzeniły się na całe Królestwo Polskie, a nawet poza jego granice. Ojciec Honorat wierzył, że Polska prędzej czy później odzyska niepodległość, lecz do tego należy się przygotować. Zgromadzenia były doskonałym środkiem do przygotowywania Polski, aby była dojrzała do przyjęcia niepodległości.

Błogosławiony Ojcze Honoracie, wyproś mi u Boga łaskę szacunku i miłości do Ojczyzny i wszystkiego, co stanowi moją tożsamość narodową.
V: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu.
O: Panie, pospiesz ku ratunkowi memu.
V: Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.
O: Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.

Dzień drugi:
Boże Wszechmogący, wyznajemy, że od Ciebie pochodzi wszelkie dobro i Ty wszystkim kierujesz. Spraw, abyśmy naszym życiem przynosili Ci chwałę i z pomocą Błogosławionego Honorata pomagali innym poznać Twoją Ojcowska dobroć, a złączeni wzajemną miłością dążyli do Ciebie. Amen.

Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Błogosławiony Ojcze Honoracie, módl się za nami!

W swoim Testamencie bł. O. Honorat napisał:
„Z tejże miłości poddaję się we wszystkim woli Bożej, nic nie pragnąc, jak tylko to, co On chce, ile chce i kiedy chce; i z niczego się nie wymawiając, cokolwiek Jemu dopuścić się na mnie kiedykolwiek podoba, tak w tym jak i w przyszłym życiu, gotów będąc żyć i umierać, i znosić wszystkie przeciwności, które z Ojcowskiej ręki Jego mnie spotkają i wszystkie cierpienia, poniżenia i uciski doczesne i czyśćcowe, aż do dnia sądu, aby tylko Przenajświętsza Wola Jego spełniała się jak w niebie, tak i na ziemi.
Dla tejże miłości Bożej miłuje serdecznie wszystkich bliźnich moich i odpuszczam z serca wszystkim nieprzyjaciołom moim, prosząc za nimi, aby im Pan Bóg nie poczytał za winę, cokolwiek mi złego wyrządzili. I sam także przepraszam wszystkich, których kiedykolwiek obraziłem lub zgorszyłem albo jakiekolwiek przykrości wyrządziłem, proszę, aby mi to dla miłości Bożej darowali i modlili się za mnie.”

Błogosławiony Ojcze Honoracie, wstaw się za mną u Boga, bym żyła tylko dla Jego chwały, a przez miłość wzajemną i przebaczenie dążyła do jedności z moimi bliźnimi.
V: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu.
O: Panie, pospiesz ku ratunkowi memu.
V: Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.
O: Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.
Dzień pierwszy:
Panie, Ty nagrodziłeś wiarę i czyny miłości błogosławionego Ojca Honorata, gorliwego kapłana i zakonnika, który został nam dany za przykład do naśladowania. Udziel mi łaski i siły do wytrwania w wierze, nadziei i miłości, sprawiedliwości i prawdzie. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Błogosławiony Ojcze Honoracie, módl się za nami!
W swoim Testamencie bł. O. Honorat napisał:
„Oświadczam, iż wierzę najżywszą wiarą we wszystkie tajemnice świętej wiary katolickiej i to wszystko, cokolwiek Bóg objawił i przez święty Kościół Katolicki i Apostolski do wierzenia podał (…) gotów będąc tysiąc razy życie swoje oddać na świadectwo tego wszystkiego i pragnąc żyć i umierać w tej wierze.
Wszelką nadzieję moją w Bogu pokładam, oczekując od Niego i odpuszczenia grzechów i łask wszelkich, i żywota wiecznego – i wszystko, cokolwiek mogę mieć dobrego dla duszy i ciała, w tym lub w tamtym życiu, to wszystko oczekuję od Jego Miłosierdzia, w którym ufam, pomimo niezliczonych grzechów moich, wiedząc, że jedna kropelka Krwi Chrystusowej wystarcza do obmycia grzechów całego świata. W tej ufności żyć i umierać pragnę.
Miłuję Boga mego z całego serca mego, z całej duszy i ze wszystkich sił moich, nie tylko dlatego, że jest moim najwyższym Dobroczyńcą i ostatecznym końcem moim, ale dla Niego samego, iż jest sam w sobie godzien wszelkiej miłości. I chciałbym Go miłować coraz więcej i taką miłością, jaką Go kochają Aniołowie i Serafiny, święci w Niebie i sprawiedliwi na ziemi, i Niepokalana Panna, z których miłością łączę niedoskonałą miłość moją. I w tej miłości zawsze żyć pragnę i umrzeć w akcie jej najgorętszym i z samej miłości i dla Boga tylko, przez całą wieczność Go miłować.”
Błogosławiony o. Honoracie, wstawiaj się za mną u Boga, bym i ja żyła i umierała w takiej wierze, nadziei i miłości.
«Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim!”  Iz 43,1
Słowa te zapisane w Księdze proroka Izajasza od momentu odpowiedzi na GŁOS POWOŁANIA mają dla mnie szczególne znaczenie. Stały się doświadczeniem bliskiego spotkania z Niewidzialnym, ale wszystko przenikającym Bogiem … Bogiem, który jest blisko, wszystko wie, słyszy i działa … Bogiem, który przemawia i prowadzi tych, którzy z ufnością powierzają Mu swoją drogę. 
Cieszę się, że pisząc tych kilka zdań mogę dać świadectwo  SPOTKANIA Z ŻYWYM BOGIEM w głębi mojego serca.  Spotkania, które uciszyło wszelkie lęki i niepokoje a wlało w serce odwagę pozostawienia dotychczasowego sposobu życia i pójścia w nieznane – w przekonaniu, że Bóg naprawdę tego chce.  Dochodzenie do takiego przekonania nie było łatwe, poprzedzone miesiącami trudnych zmagań wewnętrznych, walki z myślami, które jak bumerang powracały z coraz większą siłą, wzywając do czegoś, co wtedy wydawało mi się wręcz nierealne, niemożliwe, za trudne … Bóg pukał coraz mocniej, przychodził do „swojej własności”, mówi bowiem Pismo:   «Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię.” Jr 1,5. Ufam, że słowa skierowane do proroka Jeremiasza odnoszą się do każdego powołanego.  Bóg, wcześniej jakby uśpiony … w stosownej chwili zaczynał realizować swój plan wobec mnie.  Upomniał się o swoje, przemawiając przez głos sumienia, wydarzenia, osoby tak skutecznie, by w końcu doprowadzić do miejsca, które  sam dla mnie przygotował.
NIGDY NIE PRAGNĘŁAM ZOSTAĆ SIOSTRĄ ZAKONNĄ.
Jako nastolatka nie miałam jasno określonej drogi, tego kim chcę być,  ale na pewno nigdy nie marzyłam o tym, by wstąpić do klasztoru. W moim nastoletnim życiu był taki okres, w którym gdyby nie ochraniająca mnie łaska Boża (w co mocno wierzę) mogłam wpaść w sidła uzależnień, nałogów. Wraz z rówieśnikami chodziłam bezmyślnie po krawędzi czyhającej przepaści. Bóg czuwał i nie pozwolił, by trwało to zbyt długo. Moje kroki coraz częściej zmierzały w stronę świątyni z własnego wyboru, nie dlatego, że tak trzeba. Kiedy rozpoczęłam średnią szkołę, musiałam dojeżdżać do innej miejscowości, nawiedzałam wówczas miejscowy kościół. Najpierw tylko dlatego, że nie miałam się gdzie podziać przed lekcjami. Bóg stopniowo zaczynał działać w moim sercu ...
Postawa kapłana, w którym dostrzegłam pasję mówienia o Bogu, otworzyła mi oczy na przeżywanie wiary jako osobowej relacji z Jezusem, który jest Bogiem żywym obecnym tu i teraz.  Jezus powoli zaczynał zdobywać moje serce. U progu maturalnej klasy w sercu zrodziło się pytanie: Jezu, czy Ty mnie czasem nie wołasz?  - Odrzucane – wracało coraz mocniej i mocniej, aż w końcu bezradna wobec tego wołania uklękłam przed figurą Matki Bożej przy polowym ołtarzu mojego parafialnego kościoła i z ufnością dziecka szczerze poprosiłam o pomoc mówiąc: - Mario, jeśli to rzeczywiście moje miejsce, postaw na mojej drodze kogoś, kto mnie tam doprowadzi. Nie znałam bowiem żadnej siostry zakonnej i nigdy wcześniej nie byłam w klasztorze … ZACZĘŁO SIĘ ! 
Jak nigdy wcześniej Ksiądz katecheta przyprowadzał na lekcje siostry zakonne, które opowiadały o swoich Zgromadzeniach, powołaniu itp. zapraszając jednocześnie na dni skupienia, rekolekcje. Odważyłam się pojechać w grupie koleżanek do Katowic. To w tym mieście po raz pierwszy przekroczyłam próg klasztoru. Jak się później okazało,  to miejsce nie było dla mnie – bardzo szybko zraziłam się pod wpływem „zdziwionej” na nasz widok starszej  siostry, która wyznała, że nie ma dla nas miejsca. Pomimo tego, że wszystko było przygotowane, nie mogłam się doczekać wyjazdu stamtąd. Wytrwałam do zakończenia dnia skupienia, ale wiedziałam, że moja noga nigdy więcej tam nie stanie. MYŚLI O ŻYCIU ZAKONNYM ODESZŁY … Uznałam wtedy, że to nie moje miejsce. Czas płynął, zaczynałam się poważnie zastanawiać nad wyborem kierunku studiów. Pewnego razu Ksiądz na katechezie zaproponował udział w rekolekcjach dla maturzystek u Sióstr Serafitek w Hałcnowie. Nie byłam nimi zainteresowana, ale po namowach koleżanek pojechałam z nimi. Pan Jezus na nowo zaczął pukać do mojego serca. W przeciwieństwie do poprzedniego pobytu w klasztorze odczuwałam coraz większy zachwyt i przyciąganie … Tak po prostu miało być. Nie uważam, że poprzednie Zgromadzenie było jakieś gorsze – po prostu, to nie było moje miejsce. 
Dlaczego akurat Serafitki ? – Jak się potem okazało urodziłam się w dniu wspomnienia św. Franciszka z  Asyżu (4 października). Zorientowałam się w tym dopiero po wstąpieniu do zakonu – i wtedy wszystko stało się jasne – miałam być w zakonie franciszkańskim. Możliwe, że św. Franciszek się o to postarał.😊 Pomimo tajemniczego działania łaski Bożej przyciągającej mnie coraz bardziej, decyzja nie była łatwa. W zmaganiach towarzyszyła mi myśl św. Brata Alberta Chmielowskiego, którą odczytałam na obrazku ofiarowanym przez siostrę Albertynkę: „Czy Panu Jezusowi cierpiącemu mękę i za mnie ukrzyżowanemu mogę czego odmówić?” Myśl ta drążyła moje sumienie i ostatecznie pomogła podjąć decyzję. Niesamowitym odkryciem było to, że w dniu, w którym ze łzami odpowiedziałam Jezusowi swoje pierwsze TAK było wspomnienie św. Brata Alberta. Miłym zaskoczeniem była dla mnie ta informacja podana przez kapłana przed Mszą św. Poczułam się prowadzona przez kolejnego świętego do podjęcia decyzji zgodnej z wolą Bożą. Obrałam go później za szczególnego Patrona mojej zakonnej drogi wybierając imię s. Alberta. Liczyłam, że nadal będzie mi tak skutecznie pomagał. 
W duchowej walce swoją modlitwą i radą towarzyszyła mi s. Małgorzata, do której po rekolekcjach maturalnych odważyłam się napisać list zdradzając, co dzieje się w moim sercu. Była to dla mnie bardzo skuteczna pomoc. 
Najważniejszym momentem w tym procesie było spotkanie w sercu z samym Jezusem, który „przyszedł” w spotkaniu z Biblią.  W dniu, w którym podjęłam decyzję wstąpienia do zakonu, kiedy nikt jeszcze o tym nie wiedział, wzięłam do ręki Pismo św., prostymi słowami prosząc Jezusa, by w tym szczególnym dniu powiedział coś do mnie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłam. Po krótkiej modlitwie otworzyłam Biblię na chybił trafił i czytam takie słowa:
«Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim! 
 Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą, i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie. 
Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się, i nie strawi cię płomień. 
 Albowiem Ja jestem Pan, twój Bóg, Święty Izraela, twój Zbawca. 
Daję Egipt jako twój okup, Kusz i Sabę w zamian za ciebie. 
 Ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię miłuję.” .. itd. Iz 43
Bóg przyszedł do mnie w ten sposób dając potrzebną na ten czas pewność i odwagę, by pójść za Nim. Z oczu popłynęły obfite łzy wzruszenia a serce napełniał coraz większy pokój i radość. Po tym spotkaniu o wiele łatwiej było zakomunikować swoje plany Rodzicom, bliskim, znajomym i znosić wszystkie sprzeciwy. Byłam pewna, że mam pójść za Nim.  Nie obiecywałam Jezusowi, ze zostanę tam na zawsze.  Wtedy wystarczyła mi pewność, że mam uczynić ten jeden krok i zgłosić się do klasztoru. Jestem już 25 lat w zakonie serafickim, Słowa z Księgi proroka Izajasza wielokrotnie zgodnie z obietnicą uciszały burze w moim sercu. Stały się dla mnie jednymi z najcenniejszych słów zapisanych w Biblii, do których często wracam i doświadczam Bożego działania wyciszającego wszelkie rodzące się lęki  i niepokoje. 
Kiedy wyjeżdżałam z domu Mama wyznała: „Wszystko zrozumiem, ale że spodnie zostawiasz, tego nie mogę pojąć „ 😊 – rzadko bowiem udawało się jej mnie namówić do założenia sukienki, albo spódnicy. Siła powołania była tak wielka, że poradziła sobie z tym wyrzeczeniem 😊😊 … później okazało się, że i pod habitem można czasami coś takiego przemycić! 
Moc łaski powołania jest naprawdę wielka! Jeśli człowiek się otworzy, pokona wszelkie przeciwności, bo Bóg jest Panem wszystkiego! Jeśli człowiek naprawdę się otworzy doświadczy uświęcenia serca, bo wolą powołującego Boga jest to, by On sam mógł w pełni się w nas objawić. 
Dziękuję Ci Jezu, że nieustannie przyciągasz mnie do siebie. Pragnę iść za Tobą !
 
s. Alberta Harmata