Trwa czas Wielkiego Postu. Dziś już IV Niedziela, tzw. „Laetare” – niedziela radości. Jesteśmy w połowie drogi wielkopostnej wędrówki, a Pan zachęca mnie bym znów popatrzyła na moje serce, moje wnętrze. Czy coś się we mnie zmieniło? Czy modlitwa, post, jałmużna przemieniają moje życie?
Może jednak dalej, jak mówi dziś autor I czytania z Drugiej Księgi Kronik „Wszyscy naczelnicy Judy, kapłani i lud mnożyli nieprawości, naśladując wszelkie obrzydliwości narodów pogańskich i bezczeszcząc świątynię, którą Pan poświęcił w Jerozolimie”. To moje serce od chwili chrztu jest świątynią Ducha Świętego. Czy troszczę się o tę świątynię, o jej duchowe piękno?
Jak mówi dalej Słowo z I czytania „Pan Bóg ich ojców, bez ustanku wysyłał do nich swoich posłańców, albowiem litował się nad swym ludem i nad swym mieszkaniem. Oni jednak szydzili z Bożych wysłanników, lekceważyli ich słowa i wyśmiewali się z jego proroków…” Bóg do mnie wciąż wyciąga pomocną dłoń. To mnie pragnienie wskazywać właściwą drogę do prawdziwego szczęścia. Podaje mi Słowo. Stawia na mojej drodze Bożych wysłanników kapłanów, którzy w Jego imieniu pragną oczyszczać świątynię mego serca w sakramencie pokuty i umacniać je Eucharystią. W czasie Wielkiego Postu posyła do mnie rekolekcjonistów, zaprasza na spotkania na Drodze Krzyżowej i Gorzkich Żalach. Wciąż walczy o moje serce, o swoją świątynię. Czy ja wyciągam swoje „ręce” po te dary? Czy nie stoję obojętnie? Może nic nie robię - pozornie nic złego, a świątynia serca niezauważalnie niszczeje, traci piękno, blask, niepostrzeżenie zmierza ku upadkowi.
Ale Pan jest nieugięty w swej miłości i trosce. Nie przestaje działać. Jak w I czytaniu przez Cyrusa woła: „Jeśli ktoś z was jest z całego ludu Jego, to niech Bóg jego będzie z nim, a niech idzie!” Może warto na nowo uświadomić sobie KIM JESTEM? UMIŁOWANYM DZIECKIEM BOGA! Zawsze mogę jak syn marnotrawny wyruszyć w drogę do Ojca. On wciąż czeka na swą zagubioną owieczkę. On wciąż daje mi nową szansę – idź i odtąd nie grzesz więcej. On jak w refrenie dzisiejszego psalmu powtarza: KOŚCIELE ŚWIĘTY NIE ZAPOMNĘ CIEBIE. Moje dziecko ja nigdy o Tobie nie zapominam. W najtrudniejszych chwilach, kiedy wydaje Ci się, że mnie nie ma, niosę Ciebie na swoich barkach.
Dalej Słowo w II czytaniu mówi do mnie przez św. Pawła w Liście do Efezjan: „Bóg będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas umarłych na skutej występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia – łaską bowiem jesteście zbawieni…” To Bóg jest odnowicielem świątyni mojego serca. Moje zbawienie nie zależy od własnych wysiłków – od kolejnej odprawionej Drogi Krzyżowej, kolejnych Gorzkich Żali, podjętego kolejnego wyrzeczenia…. To nie moja zasługa. To wszystko ma tylko otwierać moje serce na Boga, na Jego obecność w moim życiu, na Jego miłość. „Tak Bóg umiłował świat, że dał swojego Syna Jednorodzonego; każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne”.
Ewangelia zachęca mnie, by patrzeć na Jezusa. Spojrzenie Izraelitów na pustyni na miedzianego węża na palu, pozostawiało ich przy życiu po ukąszeniu przez żmiję. Mnie ratuje spojrzenie na KRZYŻ. Ilekroć dotyka mnie grzech, przychodzę do mojego Pana Ukrzyżowanego i mówię: Jezu ratuj mnie, a On zabiera wszystkie ciężary, przywraca radość i pokój. On jest moją siłą i mocą. Wszystkie moje sprawy od rana zanurzam w Jego Przenajświętszej Krwi i doświadczam, jak życie się zmienia, jak świat się zmienia wokół mnie, bo Jego Krew uzdrawia, oczyszcza i leczy. Ja pragnę, by On Jezus Ukrzyżowany był moim Panem w 100 % - Panem mojego życia, całej mnie - każdej myśli, słowa, czynu, każdego mojego zadania. Im bardziej pragnę nawrócenia i coś się zmienia, tym bardziej czuję się sama słaba, coraz bardziej widzę moją ludzką nędzę, ale czuję się mocna Jego mocą. A WIĘC RADUJMY SIĘ DZIŚ, ŻE MAMY TAKIEGO PANA! DZIĘKUJMY ZA JEGO MIŁOŚĆ, BIERZMY JĄ GARŚCIAMI I ROZDAWAJMY INNYM.
NASZE1
mbb2 Small