„Uciekałam aż wreszcie dałam się uwieść Miłości.” – s. Emanuela CMBB

Pewnego pięknego dnia przeszło 30 lat temu Jezus przechadzał się przez Cięcinę… by zapukać do drzwi mojego domu rodzinnego i powiedzieć: Pójdź za mną. Nie pytał mnie jak żyłam do tej pory, co robiłam, jakim byłam człowiekiem. Powołał mnie grzeszną z moimi słabościami i wadami. Oczywiście nie tak od razu zdecydowałam się Mu otworzyć drzwi…. pukał wiele razy - a ja wciąż uciekałam aż wreszcie dałam się uwieść Miłości.

Trudno jest pisać o swoim powołaniu, wszak jest to niesamowita Boża TAJEMNICA.

W moim życiu było kilka przełomowych momentów, kiedy to szczególnie mocno odczuwałam, że Pan mnie wzywa i pyta – jak długo jeszcze będziesz uciekać? Wciąż jednak szukałam jakiegoś potwierdzenia.

By zagłuszyć w sobie głos powołania jeździłam na koncerty rokowe. Liczyłam na to, że ostra głośna muzyka sprawi, że nie będę wciąż słyszeć Jego głosu, a może nawet całkiem go wyeliminuje? W czasie jednego z koncertów w Katowickim Spodku podczas zabawy dostałam butelką w głowę, którą rzucił pijany mężczyzna. Kiedy usiadłam pod sceną przyszła refleksja: Boże, co ja tu robię? To nie są moje klimaty. W tym samym czasie w parafialnym kościele było czuwanie młodzieży przed Zesłaniem Ducha Świętego. Nie informując kolegów i koleżanek, z którymi byłam na imprezie postanowiłam wsiąść w pierwszy autobus i nocą sama wrócić do Cięciny. Skierowałam swoje kroki do kościoła, gdzie jeszcze trwała modlitwa. Dziś wiem, ze to Pan mnie tam zaprowadził. W tym momencie, kiedy weszłam do kościoła ksiądz stanął na środku i zaprosił młodzież by podchodziła. Pytał każdego: O co prosisz Ducha Świętego? Nakładał ręce na głowie i modlił się. Temu wszystkiemu towarzyszył śpiew kanonów. Podeszłam z marszu – padłam na kolana i wypowiedziałam bez zastanowienia słowa: „Pragnę by Duch Święty pomógł mi odnaleźć drogę, na której pragnie mnie widzieć Jezus”. Moje łzy beznadziei, zagubienia, przerodziły się w łzy szczęścia. Pan dał mi mocno odczuć swoją obecność i wiedziałam, że dłużej nie dam rady uciekać przed powołaniem.

Drugim miejscem szczególnego odkrywania życiowego powołania były góry. Szczególnie piesze wędrówki w Tatrach, były miejscem moich ucieczek, by podczas nich szukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Przed rozpoczęciem egzaminów maturalnych, kiedy to wszyscy się uczyli, ja pojechałam w Tatry. Siedząc pod krzyżem na Giewoncie zadawałam Panu to samo pytanie: „Co mam robić jak zdam maturę?”. Odpowiedź była zawsze ta sama: „Pójdź za mną!”.

Kolejnym przełomowym momentem, był wyjazd do Paryża na europejskie spotkanie młodzieży organizowane przez wspólnotę z Taize. Właśnie tam, w namiocie modlitwy, podczas adoracji krzyża odczułam zaproszenie Jezusa do pójścia za Nim.

Swoje powołanie odkrywałam też podczas koloni letnich i zimowisk dla dzieci z rodzin patologicznych, organizowanych przez krakowski odział Caritas, gdzie jeździłam, jako wolontariuszka. Tam poznałam bliżej siostry zakonne i tam zafascynował mnie ich sposób życia. Postanowiłam, - też tak chcę, chcę tak jak te siostry poświecić się bez reszty dla Jezusa. Znałam tylko Siostry Służebniczki Dębickie i do tego zgromadzenia postanowiłam wstąpić. Decyzja podjęta. Jednak w drodze na Jasną Górę podczas pieszej pielgrzymki usłyszałam o świętym Franciszku z Asyżu, można powiedzieć: spotkałam go i on mnie zafascynował. Było to podczas noclegu w Hałcnowie u Sióstr Serafitek. Zachwyciła mnie prostota sióstr, gościnność i prawdziwa franciszkańska radość, która z nich promieniowała. Podczas nocnej modlitwy w kaplicy zdecydowałam, że to będzie ten zakon. Moja świeża jeszcze decyzja utwierdziła się w momencie, gdy koleżanka zwierzyła mi się, że także pragnie być Serafitką. Nie miałam już wątpliwości. I tak zaczęła się moja historia na drodze franciszkańskiego powołania, którą piszę już 30 lat…

Szczególnym miejscem gdzie dojrzewałam do tej decyzji była moja Rodzina i parafia. To Rodzicom i Dziadkom zawdzięczam najwięcej. To oni dawali mi przykład, byli i są dla mnie nadal ogromnym wsparciem.

W Zgromadzeniu Córek Matki Bożej Bolesnej - Serafitek pełniłam posługę najpierw wśród chorych w Zakładzie Opiekuńczo leczniczym w Oświęcimiu, następnie w Domu Pomocy Społecznej dla dzieci w Białce Tatrzańskiej, w przedszkolu w Hałcnowie a kolejne lata, aż do tej pory, to katechizacja w przedszkolach, szkołach gimnazjalnych, podstawowych a teraz w szkole średniej. Przygotowywałam młodzież do Sakramentu Bierzmowania, dzieci do I Komunii Świętej. Przy parafiach gdzie pracowałam prowadziłam różne grupy młodzieżowe: Oaza, Młodzież Franciszkańska, Szkolne Koła Caritas , kręgi biblijne, schole dziecięce, dzieci Maryi, koła misyjne, Dzieci Maryi. Sama dorastałam w Oazie potem w KSM - i dlatego wiem, jak ważna dla młodego człowieka jest przynależność do jakiejś grupy. Zawsze gdzie pracuję zachęcam młodzież i dzieci by szukały swojego miejsca w Kościele.

To, co napiszę na końcu nie jest pychą, jest raczej uwielbieniem Boga za dary, jakie złożył w moje ręce. Wierzę i jestem głęboko przekonana, ze Bóg ze swoim miłosierdziem poprzez moje powołanie dotarł do wielu młodych serc i dociera nadal. Wystarczy dać Mu się pociągnąć a On sam będzie działał.

Z franciszkańskim pozdrowieniem: Pokój i Dobro! s. Emanuela Pawlus - Serafitka