CZAS NA ŚWIADECTWO – S. JANINA

Moje powołanie nie miało w sobie nic z nadzwyczajności. Nie było wizji, wyjątkowych objawień ani spektakularnych wydarzeń. Była za to codzienność – zwyczajna, ale przepełniona obecnością Boga.

Wychowałam się w katolickiej rodzinie, w której wiara była czymś naturalnym. Od najmłodszych lat uczono mnie, że Pan Bóg jest ważny – że niedzielna Msza Święta to nie tylko obowiązek, ale spotkanie z Kimś, kto kocha. Uczestnictwo w Gorzkich Żalach, Drodze Krzyżowej, Roratach, nabożeństwach majowych i czerwcowych było wpisane w naszą codzienność. Wtedy jeszcze ksiądz proboszcz sprawdzał na lekcjach religii uczestnictwo w tych nabożeństwach. To też nas motywowało by chodzić do kościoła. Choć wtedy jeszcze nie rozumiałam wszystkiego, to te praktyki kształtowały moje serce i wrażliwość. Życie parafii stało się w pewien sposób sporą częścią mojego życia – i to doświadczenie wspólnoty parafialnej, w której czynnie uczestniczyłam od dziecka aż po czas wstąpienia do klasztoru również miało ogromny wpływ na moją decyzję.

Po skończeniu 8 klasy szkoły podstawowej pojechałam z koleżankami z Parafii na rekolekcje do Hałcnowa. To właśnie tam, podczas tych rekolekcji powiedziałam Bogu ,,TAK”. Wpatrzona w figurę Matki Bożej Bolesnej wiedziałam, że będę jedną z Jej Córek.

Trzy lata szkoły zawodowej spędziłam w poczuciu, że życie zakonne jest jedynym właściwym dla mnie wyborem i trwałam w tym przekonaniu.

W tym też okresie byłam mocno zaangażowana przez mojego księdza katechetę w Braterstwo Osób Niepełnosprawnych. W tej wspólnocie mogłam również rozwijać to czego uczyłam się już w domu – troski i odpowiedzialności za drugiego człowieka, ofiarności, bezinteresowności.

Znaczący wpływ miały również rekolekcje, które były organizowane przez Siostry Serafitki. Czas rekolekcji był dla mnie czasem błogosławionym. To był zawsze wyjątkowy czas, w którym doświadczałam bliskości i miłości Boga. Jego pragnienia pięknego życia dla mnie. Tam umacniałam się w mojej decyzji przez cichy zachwyt nad modlitwą, przez poruszenie serca. Kontakt z siostrami oraz korespondencja w formie pracy nad sobą, którą prowadziła siostra Agata, wiele zmieniły w moim życiu i były mi potrzebne na tamtym etapie życia.

I tak 1 września 1995 roku przekroczyłam furtę klasztorną w Oświęcimiu. Jestem ogromnie wdzięczna Bogu za to, że skierował do mnie słowa ,,Pójdź za Mną”. Nie był to głos czy szum z nieba, ale ciche pragnienie w sercu młodej dziewczyny, które z czasem, dzięki modlitwie, łasce Bożej i wsparciu wielu osób, udało mi się odczytać.

W sercu głęboko pragnę by słowa mojego Patrona Św. Jana Chrzciciela ,,Potrzeba by on wzrastał, a ja się umniejszał”(J3,30) były odzwierciedleniem mojej posługi Bogu i ludziom.

Dziś wiem, że moje powołanie zrodziło się z prostoty – z ciszy Kościoła, ze wspólnych modlitw, z dziecięcej wiary, która dojrzewała razem ze mną. Pośród domowych obowiązków, pracy na roli, podczas wypasania owiec, który pozwalał mi na to, że miałam dużo czasu na modlitwę różańcową, pobożną lekturę. I choć nie było w tym nic „nadzwyczajnego”, to właśnie w tej zwyczajności Bóg mówił najgłośniej. I wiem, że Pan prowadził mnie tą drogą od samego początku. Od urodzenia doświadczałam opieki Matki Bożej. Muszę tu wspomnieć, że urodziłam się we wspomnienie Matki Bożej Nieustającej Pomocy, więc Maryja wpisała się szczególnie w drogę mojego powołania. Każdego dnia wzywam Jej wstawiennictwa i proszę: ,,Pomnij, Maryjo, że jestem Twoją, przeto mnie strzeż i broń jako rzeczy i własności swojej.”

,,Wszystko dla Jezusa przez Bolejące Serce Maryi.”

S. Janina